Przejdź do głównej zawartości

Mama uczy się całe życie :)

To, że kreatywność naszych dzieci zaskakuje nas w najmniej oczekiwanym momencie, nie jest żadnym odkryciem, a jedną z prawd niepodwarzalnych.  Fakt, że nie raz będziemy - co najmniej - zaskoczeni tą kreatywnością,  jest - można rzec filozoficznie - dogmatem.

Ale co zrobić, aby kolejne pomysły naszych dzieci nie wywołały u nas huśtawki nastrojów przypominającej początki załamania nerwowego?!:) - na to pytanie każda z nas próbuje sobie odpowiedzieć czasami po kilka razy na dobę...







Ja tylko wczorajszego dnia zaledwie 3 razy przechodziłam ten stan niedoskonałości ducha -

raz jak Viki próbowała ugotować rosół dla swoich Barbie, o czym było TUTAJ,
drugi raz jak odkryłam co robi w łazience i metodą dedukcji stwierdziłam braki płynnych kosmetyków, które w postaci wielokolorowej mazi składającej się z podkładu w płynie Garnier, żelu do mycia twrazy Perfecta, pasty do zębów Colgate i mojego ulubionego już nie raz zbyt szybko zużytego szamponu do włosów Garnier Ultra Doux - wylądowały w pewnej muszli...

ale ostatni raz przebił wszystko, bo był bardzo przewidywalny, a ja jak zwykle nie wyciagnęłam wniosków z poprzednich doświadczeń.



W przypadku mojej Viktorii prośba o dokładkę jakiejkolwiek zupy z makaronem kończy się tak samo - czyli makaron jest wszędzie, a wyrzuca go gestem dziewczynki sypiącej kwiatki na Boże Ciało.
I wierzcie mi - ten ułamek sekundy, pomiędzy podaniem miski z makaronem, wróceniem na swoją pozycję siedzeniową i próbą odebrania tegoż makaronu, wystarczył na wypełnienie całej salonowej przestrzeni produktem mącznym. Czasem mam wrażenie, że dzieci potrafią kontrolować czas - bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że sprzatanie, które trwało pół dnia, zostało zniweczone w mgnieniu oka :)



Plusem wczorajszej makaronowej zabawy było to, że był to makaron literkowy, więc podczas wspólnego sprzątnia, Viki bawiła się w rozpoznawanie literek - tym razem nauka była przez sprzątanie po zabawie;), co nie zmienia faktu, że jak zwykle zabawa była najważniejsza:)



Przydałoby się jakieś Centrum Wzajemnego Ostrzegania przed zabawnymi pomysłami naszych dzieci, które powodują syndrom huśtawki, czyli wspomnianą już gwałtowną zmianę nastroju od gniewu, przez zdumienie, po rozbawienie:), a najlepiej jakby takie centrum było wspierane przez budżet państwa, bo czasem skutki takich zabaw bywają kosztowne niestety, o czym też się już przekonałam, jak córka postanowiła upiększyć dopiero co odmalowane ściany w swoim pokoju, a nową półkę wymalowała w szlaczki, które mimo natychmiastowej interwencji - nie zeszły do dziś...:( ...trudno - będzie tak miała, aż do zmiany wystroju ;)




Też miewacie ten syndrom?

Jak znacie jakieś przewidywalne przypadki, koniecznie dajcie ostrzeżenie  - lepiej zapobiegać, niż sprzątać:)

emocje do postu prezentowała Viktoria w obiektywie Anny Czarneckiej:)



dobrejnocki:)

Komentarze

  1. Oj racja, przydałoby się takie Centrum Wzajemnego Ostrzegania :) U nas też kostki rosołowe muszą stać w szafce wiszącej. Najlepiej by było, gdybym całe mieszkanie tak przebudowała, aby wszystko znajdowało się na wysokości nie niższej niż 150cm :P
    Generalnie wszelkie kuchenne tematy "sypkie" nie mają prawa znajdować się w dziecięcym zasięgu, ponieważ są super rekwizytem do zabawy "w sprzątanie". Miska z psią wodą też nie może znajdować się centralnie na widoku, bo jest kusząca.
    Wszelkie sprzęty pt. tablet, aparat fotograficzny i telefony, muszą być pilnie strzeżone.
    Papier toaletowy wywędrował z uchwytu na wiszący wysoko kaloryfer, ponieważ każda świeżo napoczęta rolka lądowała w muszli :P
    Ojjj możnaby tak długo wymieniać. Naprawdę osobne miejsce na to wszystko by się przydało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie- papier już przerabiałam- identyczny scenariusz:))) - minęło(chyba;)...oj, chyba musze pomysleć o tych sypkich, bo do tj pory jakoś nie kusiło, ale licho nie śpi:)))

      Usuń
  2. Ha, ha! :-) Uśmiałam się, szczególnie tekstem "...makaron jest wszędzie, a wyrzuca go gestem dziewczynki sypiącej kwiatki na Boże Ciało."
    Moja córeczka ma dopiero 9,5 miesiąca a już zaskakuje mnie swoją kreatywnością... Potrafi w ciągu 2 minut zrobić taki bałagan, jakby przez nasz dom przeszedł tajfun! Wszystko rozrzuca - swoje zabawki, wyjmuje ubrania z dolnej szuflady takim samym gestem jak Twoja córa ;-). Wczoraj zagrała o level wyżej (tak się śmiejemy z mężem), bo dorwała się do kolejnej, wyższej szuflady. Poza tym zbiera wszystkie okruszki z podłogi i w oka mgnieniu wsadza do buzi... No cóż... nie ma innego wyjścia jak codzienne odkurzanie podłogi i dywanów.
    Jedno jej trzeba przyznać - broi z wielką pasją i uśmiechem na ustach. Ja jestem strasznym raptusem i bardzo szybko nerwy mnie ponoszą. Zazdroszczę jej trochę tej dziecięcej beztroski. Czasami myślę, że powinnam wrzucić na luz i pobałaganić razem z nią! Tylko kto by to potem sprzątał? ;-)
    I pomyśleć, ze to dopiero początek... ;-D jeeeeej... będzie się działo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. może niekoniecznie poczatek - mój starszy broił jako właśnie taki roczniak i bardzo szybko mu przeszło, a moja Viki do dwóch lat - to było złoto - do dziś mam w szyfladzie nierozpakowane zabezpieczenia szafek - bo okazały się zbyteczne - za to treaz - chyba nadrabia ten starcony czas:)

      Usuń
    2. Aha. To w takim razie mam nadzieję, że najgorsze już (prawie) za mną i moja Mała stanie się grzeczniutkim aniołkiem. Tego się trzymajmy ;-). Pozdr.

      Usuń
  3. Ostrzegam chowaj Sudokrem najwyżej jak się da albo trzymaj gdzieś u sąsiadki (bezdzietnej ) oraz pochowaj lakiery do paznokci bo cholerstwo cieżko zmyć ze skóry ,dziś to nas spotkałó bliskie spotkanie 3 stopnia mojej córki z lakierem :) teraz się smieję ale wcale nie byłó do śmiechu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sudocremu nie używam- ale linomag nie raz znajdował się wszędzie:)

      a ja dziś kolejny raz miałam makaronową dokładkę- a byłam pod wrażeniem, że tak ładnie kolację zjadła i sama woła o więcej...ile razy jeszce się na to nabiorę:((((

      Usuń
  4. a mąka już była ?to dopiero rozpierducha że tak brzydko się wyrażę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mąka nie - przezornie stoi w najwyższej szafce:) Ale przypomniała mi sie historia z moim starszym synem - mieliśmy te wielkie butle oleju - i z racji, że wielkie, to stały w najniższej szafce, do której się pewnego dnia dobrał- ja go przyłapałam jak stał z tą wyciągnietą butlą - wbiegłam z impetem do kuchni, bo byłam przekonana, że jestem jeszcze w stanie zapobiec tragedii...niestetety okazało się, że butla jest już pusta - kto wie czy ten kręgosłup to do dziś boli mnie z tego powodu:) - bo jak wywinęłam orła, to do dziś na wspomnienie czuję ból:)))

      Usuń
    2. Wooow!!! Dobrze, że się nie połamałaś! Już zapisałam na moją listę: oleje/oliwy stawiać baaardzo wysoko!

      Usuń
  5. o tak, dzieci potrafią zaskoczyć:)))
    Zapraszamy do nas http://malichlopcywwielkimmiescie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Nie oceniaj sytuacji bo nikt nie ma racji Tylko Na reakcje uwagę zwróć I króć skróć Ukróć Dalsze negatywne skutki działania od niechcenia  By już nikt w temacie zdarzenia nie miał nic do powiedzenia

Zupa z gwoździa, czyli pomysł na obiad, gdy brak pomysłów

Na pewno pamiętacie bajkę Fredry o tym jak Cygan ugotował Babie Zupa z Gwoździa - ja czasem też gotuję taką zupę - a w zasadzie danie:)  Jednym słowem - moje gotowanie często przypomina wszystkiego co pod ręką do garnka wkładanie:) Efekty różne tego bywają - na szczęście domownicy zazwyczaj wszystko zjadają, a przy ty nie marudzą zbyt wiele, więc dziś się z Wami takim przepisem podzielę:) Danie z gwoździa, czyli zapiekanka jako gwóźdź obiadu:)

Prosta prawda o uprawianiu sexu

Co myślicie o seksie dla samego seksu? Mnie po kolejnej monotematycznej rozmowie z potencjalnym partnerem😉 wzięło na przemyślenia i zwyczajnie mnie olśniło😇: Zdałam sobie sprawę, że świadomi ludzie wiedzą i czują, że taki sex to tylko wkładnie siebie nawzajem jako obiektów seksualnych do swoich zbiorów doznań. Tymczasem zapomnieliśmy, że sex to jest dopełnienie. Dopełnienie czegoś, co tworzy dwoje świadomych siebie ludzi. Jeśli coś się tworzy, to po to, by powstało dzieło.  Sex tylko dla sexu nie ma nic wspólnego z tworzeniem. To tylko skorzystanie z tego, co druga osoba wypielęgnowała w sobie przez lata ziemieskiego życia, a od korzystania jest tylko subtelna granica, która oddziela od poczucia wykorzystania. Czasem zadajemy sobie pytanie - co lubimy w sexie? I wówczas każdy wymienia, które doznania sprawiają nam przyjemność. Ja właśnie uświadomiłam sobie, że lubię po prostu  tworzyć nowe doznania, poczucie spełnienia i dzięki temu zadowolen